sobota, 28 lutego 2015

Serce i rozum

Zaczynam się buntować. A dokładniej czuję jak buntuje się coś we mnie w środku. To dziwne uczucie jakbym składała się z dwóch istot. Podczas, gdy jedna wywołuje bunt i sprzeciw- druga próbuje tłumaczyć i racjonalizować.

Serce i rozum- dwa oddzielne byty, które od lat toczą ze sobą bój z całą pewnością nie tylko w moim ciele.

Do dziś są bardzo różne zdania, czym należy kierować się w życiu. Kierować się rozumem czy słuchać głosu serca? Nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Zdarzało się tak, że nie poszłam za głosem serca i później bardzo tego żałowałam. Innym razem zupełnie odwrotnie- gorzko pożałowałam, gdy posłuchałam jego głosu.

Sytuacja często się komplikuje, gdy stoję przed kolejnym wyborem. A właśnie stoję...
Kiedy rozum wysyła komunikaty: odpuść- nie warto, będziesz żałowała, weź się w garść, to nie dla ciebie, takie jest życie...
Na to serce podpowiada zawsze odwrotnie: walcz, nie słuchaj innych, spróbuj, jesteś wolnym człowiekiem, przecież tego pragniesz, słuchaj głosu serca...
Bądź tu mądry...

Nie przypominam sobie sytuacji, w której słyszałabym jednogłośną podpowiedź. O ileż bardziej ułatwiłoby to człowiekowi życie i zaoszczędziło nerwów. Pojawiające się dwa zupełnie odmienne głosy powodują wewnętrzne rozbicie oraz wywołują huśtawkę sprzecznych myśli i uczuć. Taka sytuacja potrafi nieźle skołować i skomplikować sprawę.

Najlepszym sprzymierzeńcem w dokonywaniu wyborów i podejmowaniu decyzji często okazuje się po prostu brak czasu na zastanowienie. Mam na myśli podejmowanie ich w sposób szybki i spontaniczny. Bez czasu na przemyślenia, analizowanie i rozkładanie na czynniki pierwsze.

Mam jeszcze trochę czasu zanim się zdecyduję co dalej. Jednak ten zapas czasowy niczego mi nie ułatwia...
Bez względu na wszystko daję sobie prawo do błędu, gdy podjęta przeze mnie decyzja bądź dokonany wybór z czasem okaże się pomyłką...
Co najwyżej trochę się powściekam. Tłumaczę sobie, że przecież chciałam dla siebie jak najlepiej i widocznie w chwili decydowania uznałam to za najlepszy wybór. Tyle w temacie, żeby się nie pogrążać.

Serce i rozum-  autorzy tak sprzecznych komunikatów... 

Polecam super kawałek Joss Stone, tak na usprawiedliwienie naszych pomyłek życiowych :)

środa, 18 lutego 2015

List do B.

Nigdy Ci tego nie mówiałam. Zresztą doskonale wiesz, że od zawsze miałam problem w okazywaniu uczuć. Chciałabym ci o czymś powiedzieć, a raczej napisać.


   W tym roku upłynie nam wspólnie spędzonych 19 lat. Nasz nieformalny związek co prawda początkowo dość burzliwy, jednak z czasem przerodził się w niezwykłą relację. Połączenie miłości, partnerstwa i pięknej przyjaźni. Aż samej trudno mi w to uwierzyć, że ludzie z dwóch różnych epok, z trudnymi charakterami i po życiowych turbulencjach stworzą coś tak pięknego. Fakt, że docieraliśmy się dość długo, po drodze nie ominęły też nas poważne kryzysy.

   Jednak nie o naszym związku chcę Ci napisać, lecz o sobie. O tym, o czym nawet się nie domyślasz- ile Tobie zawdzięczam. Przede wszytkim to, kim jestem dziś. To w dużej mierze Twoja zasługa.

Z Twoją nieświadomą pomocą nastąpiła moja zarówno zewnętrzna jak i wewnętrzna przemiana. To właśnie przy Tobie odkryłam swoją kobiecość. Nigdy nie krytykowałeś mojego wyglądu. Zawsze szanowałeś moje eksperymenty z makijażem, kolorem włosów czy ubiorem. Nie ważne, czy w makijażu czy bez, z potarganymi czy upiętymi włosami, pryszczata czy blada- Ty zawsze w pełni mnie akceptowałeś. Powtarzałeś, że zawsze Ci się podobam. To właśnie dzięki Tobie zaczęłam akceptować wszystkie swoje niedoskonałości. Z chłopczycy przemieniłam się w kobietę. Okazałeś mi mnóstwo uwagi- więcej niż dostałam w rodzinnym domu. Kiedy trzeba było okazywałeś mi swoją troskę jak ojciec, innym razem darzyłeś miłością jak prawdziwy mężczyzna. Nigdy nie musiałam przy Tobie nikogo udawać, zawsze czułam się swobodnie i mogłam być po prostu sobą. To Ty nauczyłeś mnie kochać, akceptować, ale też walczyć o swoje. Przy Tobie swobodnie uczyłam się gotować- przymykałeś oko na wszystkie moje nieudane potrawy. Niektóre nie nadawały się kompletnie do jedzenia, jednak Ty nigdy się nie złościłeś i nie znichęcałeś do dalszego próbowania. Nie było tematów, których musiałabym przy Tobie unikać- mogłam poruszyć dosłownie każdy wątek. Owszem, nie zgadzaliśmy się na różnych płaszczyznach, trzymając się mocno swoich racji, jednak nigdy w naszych rozmowach nie brakowało mi swobody mowy. Dzięki temu, dziś potrafię otwarcie mówić o wielu rzeczach i nauczyłam się asertywności. Kiedy tylko mogłeś reagowałeś na każdy mój telefon i nigdy nie zostawiłeś w potrzebie. Fakt, że zawsze mogłam na Ciebie liczyć dał mi poczucie bezpieczeństwa, którego nie zaznałam w dzieciństwie. Mogłam na Tobie polegać w każdej sytuacji, nawet w tej trudnej- w chorobie, biedzie, w chwilach smutku i słabości. 
Tak jest po dziś dzień.

Najpiękniejsze miłosne wyznanie jakie dotąd usłyszałam, kiedy po mojej chorobie wyznałeś, że modliłeś się po raz pierwszy w życiu. O mnie.

I o tym co napisałam właśnie chciałam Ci powiedzieć. 

A przede wszystkim DZIĘKUJĘ. Dziekuję Ci za to kim jestem dziś. 

Uwierzyłam w siebie dzięki temu, że Ty we mnie uwierzyłeś.

Ps. Jeszcze jedno: niegdyś dość często przynosiłeś mi kwiaty zupełnie bez okazji- ostatnio się zapuściłeś ;) 

Z dedykacją dla B. G. <3 

piątek, 13 lutego 2015

Zwątpienie

Dokąd zmierzam?
Zadałam sobie to pytanie, na które dziś nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
To z powodu wątpliwości, które mnie dopadają. Wręcz zaczynają nękać.

Zaczęłam wątpić i podważać słuszność własnych decyzji. Ten utrzymujący się stan powoduje, że zaczynam również wątpić w siebie. To jakby coś podcięło mi skrzydła. Czuję się zupełnie uziemiona i póki co nie potrafię wyzbyć się tego okropnego uczucia. Próbuję logicznie wytłumaczyć sobie źródło takiego myślenia. Czuję, że to wynik presji otaczającego świata oraz przypływ braku wiary w siebie i własne możliwości.
Dotychczas jasno wytyczone cele zaczynają tracić wyrazistość i nie dlatego, że są nie do osiągnięcia, lecz dlatego, że nie jestem pewna, czy zmierzam w dobrym kierunku. Pogubiłam się.

Dziś cierpimy na chroniczny brak czasu i żyjemy w ciągłym hałasie. Ciężko wsłuchać się w siebie i usłyszeć własne myśli. Ciągle nam coś skutecznie zakłóca ten wewnętrzny głos. W takich warunkach łatwo zgubić sens naszych starań i stracić wiarę w to, co dla nas słuszne...