sobota, 7 kwietnia 2018

Tryumf



Słucham i nie dowierzam.
Zbierasz oklaski za nie swoje przedstawienie.
Ochoczo i z dumą przyjmujesz gratulacje za wyniki osiągniętę moimi rękami.
I całkiem możliwe, że w tym wszystkim naprawdę uwierzysz w „swoje zasługi”.

Tak wygląda tryumf.
Tryumf kata nad ofiarą.
Tryumf twoich koneksji, manipulacji, hipokryzji i lenistwa.
Tak, to jest twój tryumf.

Kosztem mojej uczciwej pracy a twojego olewania. 
Kosztem mojej sumienności a twoich kpin.
Kosztem mojego załamania nerwowego a twojej radości.
Kosztem mojego cierpienia a twojej satysfakcji.

Przyjmij moje gratulacje !

Nie, nie zazdroszczę ci tych pochwał.
Tym bardziej od ludzi, którym byłam obojętna.
Widzieli i przymykali oko, słyszeli ale zamykali uszy.
Nie zrobili nic.
Jest mi tylko żal.
Żal samej siebie.
Żal ludzi i świata, w jakim żyjemy.
Po prostu nie pojmuję tego wszystkiego.

Tłumaczę sobie, że pracuję dla siebie.
I wierz mi, nie ma w tym fałszywej gorliwości.
To co robię, robię zgodnie z wartościami, które przejawiam.
Ale nie jestem ze stali.
Nie mogę zaprzeczać negatywnym emocjom, które czasami, aż gotują się we mnie z poczucia niesprawiedliwości i sponiewierania.
Dlaczego doświadczani i wystawiani na próby są uczciwi i pracowici ludzie?
Czy nie powinno być na odwrót?
Czy rafinacji nie powinni być poddawani ci, którzy mają takie wartości za nic?
Czy takich lekcji nie potrzebują właśnie ci, którzy się śmieją i kpią z tych, kosztem których się dorabiają?
Boże widzisz i nie grzmisz.
Nie chcę być sprawiedliwa jedynie we własnych oczach.
Jednak znam swoją pracę i nie znajduję w niej u siebie nic, za co potępiałoby mnie moje własne serce i rozum.


Pękłam, po zbyt długim milczeniu.

Przyznaję się do swojej bezradności.
Czuję się kompletnie opuszczona.

Poddaję się.



Dziś nie trafią do mnie żadne argumenty.

Tryumf,  Ayo, 07.04.2018