Równo 6 lat temu zaczęłam pisać swój wirtualny pamiętnik.
Tonęłam we łzach.
Rozpacz
wylewała się ze wszystkich stron naczynia, które nie zdołało
jej już dłużej pomieścić.
Czułam się
niekochana.
Skrzywdzona.
I osamotniona.
Z głową pełną myśli i pytań.
Nie rozumiałam
swojej drogi.
A ból jaki sprawiało uczucie bezsilności wydawał
się nie do zniesienia.
Dziś wiem, że to nie bezsilność była
przyczyną tego bólu.
To był opór.
Brak zgody i akceptacji
na to co się wydarza.
6 lat temu wydawało mi się, że to
już koniec.
Że dłużej nie wytrzymam.
Nie udźwignę.
I
nie dam rady.
I ten koniec okazał się
początkiem.
Nowej drogi.
Tak więc zaczęłam pisać
swój wirtualny pamiętnik.
Z myślą i nadzieją, że jest
gdzieś tam ktoś, kto zrozumie.
Tak naprawdę od samego początku
pisałam do samej siebie.
Przelewanie tego, co potrzebowało się
wybrzmieć okazało się najlepszą formą autoterapii.
Jednocześnie
stałam się obserwatorem własnej przemiany.
Świadkiem własnych
narodzin.
Jestem wdzięczna za moc jaką dało mi pisanie,
Choć
dziś dość krytycznie podchodzę do moich dawnych
wpisów.
Zdecydowałam jednak, że ich nie usunę.
Są moją
historią. Świadectwem. Definiują moją osobę.
Nawet jeśli są
bardzo niedoskonałe.
Dziękuję Wszystkim, którzy
towarzyszyli mi w tej drodze.
Dziękuję za ogrom mądrości,
życzliwości i wsparcia jakie otrzymałam w komentarzach (z tego
miejsca w kolejności, w jakiej Was tu poznałam, ściskam: Jagodo, Odysie i Sowo).
Dziękuję Wam.
Ps. Pamiętnik nadal będę
prowadziła.
By móc napisać to, co ma potrzebę zamanifestowania
się.
Choć może już nie z taką częstotliwością jak
kiedyś.
Ayo, 13.12.2020