środa, 29 lipca 2015

Co byś czuł(a) ?


Nie zrobiłam nic. Po raz pierwszy nie zareagowałam po otrzymanym telefonie i sygnale, że znów dzieje się źle. 
Kolejny ciąg alkoholowy, mama... Ktoś ją widział jak rano szła boso po alkohol do sklepu. Później gdzieś w parku, ktoś ją szarpał...

Jak sparaliżowana odłożyłam słuchawkę.
Kolejny cios*. Uderzenie gorąca i uczucie, że moje ciało pali się i piecze od środka.
Nieopisany smutek i żal.
Żal do mamy, losu, Boga...
„(...) o cokolwiek zapytasz
trzepnie cię milczenie
Bogu nie stawia się pytań dlaczego”
ks. Jan Twardowski,
fragment wiersza
pt. „O cokolwiek zapytasz”

...Aż wreszcie obezwładniający ból, taki do szpiku kości. Nie jestem w stanie mówić, jeść i poruszać się. I naprawdę nie wiem dlaczego tak się ze mną dzieje...

Jestem w takim wieku, że nie powinnam się tym przejmować – słyszę. Że powinnam się odciąć, nie myśleć i żyć swoim życiem. Ale to nie działa.
Mam rozum, ale mam też serce i kocham. Po prostu.

A Ty co byś czuł/a, gdyby chodziło o Twoją matkę, ojca?
A gdyby chodziło o Twoje dziecko?
Wiem, wiem, moja matka to dorosła osoba, a nie dziecko i robi to na własne życzenie. Ja to wszystko wiem. I co z tego. To nie umniejsza bólu...

Kto powiedział, że rodzic kocha bardziej? I że dziecko nie kocha mocniej od rodzica? Przecież to może działać w obie strony. Nie tylko rodzice tak mocno kochają, potomstwo też potrafi kochać i to bardzo, zapewniam...

Im bardziej kogoś kochasz, tym bardziej cierpisz.

Co byś czuł(a)?, Ayo,  29.07.2015


31 komentarzy:

  1. Ostatnie zdanie....takie prawdziwe <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z ostatnim zdaniem, życzę sił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochasz swoją mamę i nie ma w tym nic dziwnego, że chcesz jej pomóc. Za wszelką cenę.
    Na pewno nie jest to łatwe, nawet nie umiem sobie wyobrazić co czujesz i nie wiem co bym zrobiła w podobnej sytuacji.
    Na pewno też za wszelką cenę walczyła bym o osobę którą kocham, chociaż zapewne nie raz byłoby bardzo ciężko.
    Trzymaj się i walcz. Dla siebie i dla mamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę próbować. Walkę musi podjąć przede wszystkim moja mama. Jeżeli chce żyć...

      Usuń
    2. Być może teraz tego nie widać, ale jestem pewna, że twoje wsparcie jej wiele pomaga!

      Usuń
    3. Bardzo bym sobie tego życzyła. Dziękuję :)

      Usuń
  4. hmmm....miałam ciotkę alkoholiczkę. Była już dobrze po 50-tce Pamiętam jak ojciec jeździł i "zbierał" ją spod sklepu , bo zapomniała ubrać spódnicy, z ulicy, bo się zataczała, z pracy, bo śpiewała ... Jak powiedziałaś "Im bardziej kogoś kochasz, tym bardziej cierpisz."

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłość często jest bardzo trudna. Z jednej strony ktoś sprawia nam przykrość, ale za nic w zyciu nie przestalibyśmy kochać tej osoby. Najlepszym wyjściem z sytuacji jest modlitwa. Tylko to w tym momencie może uratowac takiego człowieka. Poczytaj o czyms takim jak "Krucjata wyzwolenia człowieka". Wielu ludzi zyjących w wierze, że bliska im osoba wyjdzie z nałogu alkoholowego odniosła sukces poprzez własnie ta modlitwę. Zachęcam. Trzymaj się !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wierzę w moc modlitwy - najbardziej takiej od serca ujętej własnymi słowami.

      Usuń
  6. Poruszający wpis, jedna kompletnie się nie zgadzam co do ostatniego zdania! Cierpienie to wybór. Miłość jest piękna i daje radość i szczęście. Sytuacja jest ciężka, owszem, ale można spojrzeć na to z innej perspektywy. Można pomóc mamie i nie mówię tutaj o odwyku, ale o rozmowie z mamą i zadaniu kilku konkretnych pytań takich jak: "Co sprawia, że sięgasz po kieliszek? Co Cię do tego motywuje? Czy tak chcesz spędzić resztę swojego życia? Co daje ci radość (jeśli odp. picie, to zapytać o inną rzecz)? itp. Życzę wytrwałości i szczerze wierzę, że wszystko będzie OK! Pomogłam już kilku osobom, którzy mieli w rodzinie alkoholika, więc wiem, że jeśli się chce to można! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wpis, choć nie do końca się z nim zgadzam. Jeżeli cierpienie jest wyborem - w takim razie musi być nim również miłość. A przecież ja nie wybieram, czy kocham swoja mamę, czy kogokolwiek, itd. Wspaniałe jest to, że niesiesz chęć pomocy takim osobom - z tego co piszesz, przynosi wspaniałe rezultaty. Ja znam genezę problemu alkoholowego mojej mamy, o czym pisałam tutaj: http://glowapelna.blogspot.com/2015/04/cichy-bohater.html . Wystarczy chcieć - można dokonać rzeczy "niemożliwych". Musi chcieć moja mama. Ja chcę - tylko to może nie wystarczyć. Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Cierpienie to nie emocja, to zbiór kilku czynników, albo tylko jednego takiego jak żal, ból, czy smutek. Bólu się nie wybiera, ani tego fizycznego, ani psychicznego. Jak się oparzysz to boli i tyle! Możesz unikać bólu, ale nie jest on wyborem tak jak cierpienie. Z cierpieniem możesz walczyć, lub je zaakceptować. Jeśli z nim walczysz, to tak jakbyś wskoczyła do jeziora nie potrafiąc pływać. Starasz się utrzymać na powierzchni, taplasz się w tej wodzie i jesteś przerażona, że zginiesz, jesteś pełna strachu. Jeśli się uspokoisz, masz większe szanse na przeżycie. Jeśli zaakceptujesz, że jesteś we wodzie, że jesteś mokra, że jesteś jeszcze żywa, to wtedy, Twoje ciało zacznie reagować. Uratujesz się! Akceptując sytuację, nie uciekając. Czasami cierpi się latami, bo "karmi się", ból, a to zmarnowana energia. To tak jak w przenośni z wodą. Możesz bronić się przed tym, albo zaakceptować i znaleźć wyjście. Dlatego właśnie cierpienie jest opcjonalne. Załóż na chwilkę, że masz wybór, nawet jeśli myślisz, że jego nie masz.
      Oczywiście Twoja mama musi chcieć, ale myślę, że znając przyczynę można zacząć pracować.
      Czytałam ten wpis, to piękna i smutna historia, dla mnie pozytywna! Twoja mama przetrwała wiele, było ciężko, a ona jak prawdziwy człowiek sukcesu zrobiła to co dla wielu jest niemożliwe!!!!!!! a przyczyny nałogu dalej nie widać... Życzę powodzenia! :))

      Usuń
    3. Zmienić alkoholika kilkoma pytaniami? Nie wierzę. Już nie wierzę.

      Usuń
    4. Pytaniami można zmienić wiele, ale trzeba być "zawodowcem". A każdy kilkoma pytaniami może chociaż spróbować zrozumieć przyczynę :)

      Usuń
  7. To prawda, że najbardziej rani nas to co dotyczy naszych bliskich... Kochamy ich i chcemy dla nich jak najlepiej. Ich upadki są niemalże jak nasze własne. Mam nadzieje, że tutaj skończy się jednak szczęśliwie i mama rozpocznie walkę z której wyjdzie zwycięsko. :-) Twoje wsparcie na pewno będzie nieocenione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć moja nadzieja zaczyna wygasać, to jeszcze się tli... Dziękuję.

      Usuń
  8. Chcąc pomóc alkoholikowi musisz zadbać przede wszystkim o siebie. Bycie DDA nie ułatwi życia i budowania relacji z ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie uczę się o siebie dbać. Trochę późno zaczęłam, ale cóż - widocznie dopiero do tego dojrzałam.

      Usuń
  9. Dla tego czasem cieszę się, że tak mnie do siebie zniechęcili i zranili że nie czuję prawie nic.....i może nie kocham ale nie nienawidzę. Nie wiem co do nich czuję ale to pozwala mi łatwiej znieść, że żyją tak jak żyją. Na co dzień nie myślę o nich praktycznie nigdy. Przypominam sobie o nich w dniu matki lub ojca przez nich wzruszam się każdym pijakiem na ulicy i całą patolom tego świata . Ja się odcięłam czy to słuszne ...nie wiem...na pewno wygodne. Nie wiem co mogłabym zrobić dla ojca ....już chyba nic się nie da.....często myślę o tym że gdy umrze , to odetchnę z ulgą wiedząc że już się nie poniewiera....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem Twoje słowa. Ja jeszcze się miotam. Nadzieja przeplata się z chęcią odcięcia się (to cholernie trudne) - i pewnie też doskonale to znasz i rozumiesz. Czuję, że ta sytuacja mocno mnie pogrąża i zaczyna brakować mi sił. Dziękuję za komentarz, za odwagę i szczerość - dodaje otuchy.

      Usuń
  10. Zranić mogą tylko ci, na których nam zależy. Jestem tego pewna- to życie mnie nauczyło.
    Czy mogę sama sprawić, by mi przestało zależeć? Nie sądzę.
    Każde głośniejsze słowo- czasem po prostu zawołanie kogoś, nawet radość, zatrzymuje mnie w miejscu- jakbym stała się na powrót tym dzieckiem schowanym w kącik i nasłuchującym krzyków ze strachem.
    Nie umiem wstać i zamknąć za sobą drzwi, przestać myśleć, że nikt nie zareaguje w porę, jeśli mnie tu nie będzie.
    Czy może to minąć z wiekiem? Czy stanę się odrętwiała? Czy już się nie będę przejmować? i co mam wtedy zrobić- udawać, że to nie moja rodzina? Moja. Raz jest dobrze- a ja cieszę się jak dziecko, bo wiem, że...- innym razem gorzej.
    Wiem, że powinnam zbudować swoje życie, ale nie potrafię, nie mam odwagi i nadal nie czuję, że mogę, że mi wolno.
    A jednak... skoro masz dla kogo, skoro już odważyłaś się na ten krok i posiadasz własne życie, to życzę Ci z całego serca, by ból i ciemność nie wchodziły w nie ani głęboko, ani często. To część Twojego życia, nie zniknie- ale nie najważniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to jest dla mnie tak zrozumiałe i znajome... Napisałaś tak jakbym czytała o samej sobie. Rodzina to takie ładne słowo - zostały mi z niej tylko strzępki. W dodatku sama jestem taki strzępkiem uczuć. Będę próbować żyć "normalnie" - czy mi się uda, zobaczymy. Wątpię w "normalność" w swoim życiu.
      Jagoda, z całego serca życzę Ci tego, czego życzysz sobie Ty (wiesz to sama najlepiej). Pozdrawiam i dziękuję.

      Usuń
  11. to naturalne, że cierpimy, kiedy nie możemy pomóc osobie, którą kochamy... to oczywiste, że najgłębsze rany zadają nas Ci, których kochamy... bardzo dobrze Cię rozumiem, alkoholizm to ciężka choroba...

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ciekawy i poruszający post..
    Dziękujemy ci, że mamy przyjemność czytać tak interesujące i dające do myślenia posty! to się ceni :) Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo ciekawy i poruszający post..
    Dziękujemy ci, że mamy przyjemność czytać tak interesujące i dające do myślenia posty! to się ceni :) Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie jestem znawcą jestem tylko dzieckiem swojego ojca , który został alkoholikiem po odejściu swojej żony a mojej matki , która nie potrafiła kochać ani jego ani swoich dzieci a najgorsze jest to że nawet nie wiem czy mogę ją za to obwiniać bo jej życie też było pojebane. Bardzo Ci współczuje bo masz dużo gorzej niż ja. Ja nie kocham lecz współczuje moim rodzicą szkoda mi ich życia , którego przecież nie planowali właśnie tak. Pamiętam mojego ojca kiedy jeszcze nie pił tyle i tamten obraz wyciska ze mnie łzy ale staram się o tym nie myśleć......Mojemu ojcu nic już nie pomoże, bo on już nie jarzy co jest pięć. Kiedy umrze to odetchnę z ulgą myśląc że i on w końcu odpoczywa. Jego śmierć mnie uspokaja, bo wiem że przerwie ona jego poniewierkę i upokorzenia.
    W padnij do mnie jeśli będziesz miała ochotę
    http://annakobieta.blog.onet.pl/2015/08/17/moja-historia-ubierania-sie/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wycierpiałaś nie mniej niż ja. Jednak tu nie chodzi o porównanie a niezwykłą dojrzałość jaka bije z Twoich słów. Dziękuję za zrozumienie oraz za dowód, że nie jesteśmy z tym sami. Dziękuję za link - zajrzę z całą pewnością.

      Usuń
  15. Ostatnie zdanie, najszczersza prawda z całego życia. Chyba nic nie jest bardziej prawdziwe od tego.

    OdpowiedzUsuń