W czym tkwi problem?
Zadałam samej sobie to
pytanie.
Dlaczego jest to dla mnie takie trudne?
Dlaczego jest to dla mnie takie trudne?
Czemu nie potrafię i nie
chcę poprosić wprost: potrzebuję pomocy, rady, wsparcia?
Nie, na pewno nie unoszę
się honorem i nie to jest przyczyną, że nie zwrócę się o pomoc.
Może dlatego, że nie
jestem jeszcze zdesperowana i póki co nieźle daję sobie radę?
Czasem czuję tylko taki nagły napad lęku: co dalej, jeżeli mi się
nie uda czegoś wymyślić lub znaleźć jakiegoś sposobu na
poprawę?
Nagły przebłysk podsuwa odpowiedź na moje przewodnie pytanie.
Wiem dlaczego nie
potrafię o nią prosić- o pomoc.
Ze strachu przed odmową.
Tak, chodzi o to żeby
nie stacić kogoś ze znajomych, przyjaciół lub nawet kogoś z
rodziny.
Spójrz, czy nie zdarzyło
Ci się, że zwróciłeś się do kogoś z prośbą o pomoc- i nie
chodzi mi tu tylko o finanse, ale o każdą formę wsparcia- a ten
ktoś, na kogo w duchu liczyłeś, odmówił, zbył Cię lub co
gorsza zlekceważył? (Zakładam, że większość osób zwraca się
do takiej osoby, którą zna i wie czy poszukiwana forma wsparcia
jest w jej zasięgu).
Zastanów się przez chwilę i odpowiedz sobie szczerze: czy Twoje relacje z tą osobą nie pogorszyłyby się bądź całkiem zanikły? Jeżeli nie, to gratulacje.
Zastanów się przez chwilę i odpowiedz sobie szczerze: czy Twoje relacje z tą osobą nie pogorszyłyby się bądź całkiem zanikły? Jeżeli nie, to gratulacje.
Owszem starałabym się
to sobie jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Mimo to, czułabym się
zawiedziona. Od tej chwili zaczęłabym postrzegać mojego
niedoszłego wspomożyciela zupełnie inaczej. Kto wie, czy ta osoba
nie stałaby się dla mnie obojętna. A co za tym idzie, skreśliłabym
ją z mojej szczególnej listy bliskich mi osób...
Boję się poznać
prawdę. Prawdę o ludziach.
Wolę się teraz rozczarować z jaką osobą trzymałam, niż trwać w takiej płytkiej przyjaźni przez kilka lat. Jeśli na mnie można liczyć, tego też oczekuję od moich najbliższych - to nie jest nic trudnego pokazać, że komuś zależy. Lepiej mieć 1 dobrego przyjaciela niż 5 beznadziejnych ;-)
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację. Ale jakoś trudno jest mi się z tym zmierzyć. Pozdrawiam ;)
UsuńJestem tak głęboko przekonana o dobroci w ludziach (tak naiwna?), że gdy ktoś odmówi mi pomocy, nie będę go obwiniać- pomyślę: nie mógł albo miał taki dzień, gdy musiał być egoistą, by ratować swoje "ja". Mnie też czasem się zdarza wyłączyć telefon i zamknąć świat za drzwiami pokoju- niech inni też mają to prawo.
OdpowiedzUsuńA jednak... rzadko proszę o pomoc. Rzadko, bo panicznie boję się, że ktoś zauważy jaka bywam bezradna. Oswajają mnie najbliżsi przyjaciele, ale i tak za każdym razem czuję, że za często mi pomagają, że nie zasługuję na to, że jestem widocznie słaba...
W sumie ja też staram się tłumaczyć pewne postawy ludzi. Jednak w sercu zostaje jakaś zadra i poczucie, że ktoś nas zawiódł...
UsuńJagoda nie bądź tak krytyczna wobec siebie :) Każdy z nas bywa bezradny, tylko nie każdy potrafi się do tego przyznać...
Niby wiem, ale wiedzieć a stosować ;) pozdrawiam :)
UsuńSzybko zweryfikowałam swoje "przyjaciółki", gdy miałam poważny kryzys rodzinny, tylko jedna, na pozór, zwykła koleżanka przyjechała i się mną zajęła, pomogła mi tak na prawdę. Czynami, a nie pustymi słowami. Bardzo często mi się zdarza, że chętniej pomagają mi ludzie obcy niż bliscy znajomi. Wciąż nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Niby wydaje nam się, że otacza nas grono bliskich i znajomych, na których możemy polegać, jednak jak przychodzi co do czego, życie szybko weryfikuje tę listę. Pozdrawiam ;)
Usuń